Zdradzony (przemyślenia po psychoterapii)

Tak, myślałem ,że nigdy mi się to nie przytrafi. Jak to? Naszego cudownego związku coś takiego nie może dotyczyć. A jednak, stało się…….działo się długo zanim to do mnie dotarło. Koniec świata chyba byłby dla mnie mniej dotkliwy. Przynajmniej nie musiałbym tyle cierpieć. Jak mogła zrobić mi to osoba, którą kochałem ponad wszystko. Gdy się dowiedziałem poczułem ulgę, miłość a zaraz potem nienawiść, zżerający od środka ból, zazdrość, żal. I tak w kółko i te wszystkie emocje występowały równocześnie. Brak snu, ciągły stres, mętlik – nawet ataki hiperwentylacji. Nie dawałem rady, już nawet sam organizm zaczął się buntować. Dlatego podjąłem decyzję o terapii i to we dwoje. Nawet gdyby żona się nie zdecydowała poszedłbym sam. Od razu wiedziałem, że sam nie dam rady albo będę cierpiał o wiele bardziej męcząc się z problemem sam na sam. Dorota pomaga to wszystko sobie jakoś poukładać , stanąć z boku i nazywać rzeczy po imieniu takimi jakie są a nie jakimi nam się zdaje, że są. Czasem wydawałoby się, że życie jest okrutne, niesprawiedliwe – a ono po prostu jest. Terapia nie jest czymś łatwym , miłym i przyjemnym ale daje dużo ulgi, refleksji przybliża odpowiedź na pytanie kim jestem, czego potrzebuję od życia i związku.

Mimo , że mam cały czas, po trzech miesiącach terapii, ogromny żal do żony za to co mi robiła to dzięki naszej oddzielnej terapii u Doroty jesteśmy w stanie jakoś żyć. Lepiej rozumiemy się nawzajem co nie oznacza, że jest już dobrze. Jest bardzo ciężko ale dzięki terapii wiemy co się dzieje z nami samymi, między nami, gdzie jesteśmy i jaka droga nas jeszcze czeka. Dzięki terapii też jesteśmy świadomi wolności i nie odbieramy sobie prawa do tego aby się rozejść ale jeśli miałoby to nastąpić to było by to rozstanie jeśli nawet bez przebaczenia to w zgodzie na los jaki wybierzemy. Terapia pomaga kierować się w stronę szczęścia mimo, że znajdujemy się w beznadziejnym nieszczęściu. Moja terapia dzięki doświadczeniu Doroty jest prowadzona również równolegle z leczeniem farmakologicznym bo bez tego nie dałbym rady. To dzięki niej trafiłem też do świetnego psychiatry, który tak dobrał leki aby móc żyć na codzień i aby terapia odnosiła większe rezultaty. Razem z żoną mamy nadzieję, że jakoś ten związek uda się posklejać ale jakoś nie oznacza byle jak. Rysy pozostaną może i głębokie ale jakoś z tej „filiżanki życia” będzie można pić i czerpać szczęście – już inne bardziej dojrzałe, zrównoważone ale szczęście.

A jeśli nawet nie, to zarówno żona, która bardzo się zmienia po terapii, dojrzewa, jak i ja- łatwiej przez to przejdziemy i damy sobie prawo do wolności od siebie, bez wojen. Uważam , że bez terapii to byłoby niemożliwe.

Szczerze z całego (złamanego) serca polecam mimo, że chciałbym aby Dorota zajęła się np. szydełkowaniem a nie musiała ratować ludzkość pogubioną w zdradzie. Nie musi- ale jej to dobrze wychodzi, a ludzkość bez zdrady nie byłaby pełną. Wszyscy wiemy, że jest dookoła ale często nie dopuszczamy myśli że może nas dotyczyć albo sami będziemy jej inicjatorami. Abym doszedł do tych wniosków też potrzebna była terapia.